Sobotni poranek, centrum Warszawy, Hala Mirowska… Miła Pani w kardiganie koloru oberżyny obraca się do mnie i mówi: Razem to będzie 25,00 zł… – słucham? Ale jak to, za dwa banany, pomarańczę i grapefruita? Przecież to drogo jak na Wylsona (cytuję Warszawiaków mówiących w ten sposób o żoliborskim Pl. Wilsona, a myślących o wszechobecnie panującej w tym mieście drożyźnie) – a no tak to! Jednym słowem: na straganie w dzień targowy takie słyszy się rozmowy!
Na szczęście taka sytuacja należy na Hali do rzadkości, tak naprawdę w cale nie jest tu drogo. Po prostu tego dnia byłam chora, a nie chcąc być chorą jeszcze bardziej, podeszłam do pierwszego stoiska – rzecz jasna najdroższego. Na zdrowiu oszczędzać nie można, na witaminach zwłaszcza – tym bardziej, jeśli kupuje się je na bazarze z widokiem na Pałac Kultury. Wiadoma rzecz Stolica! Tradycja robienie sobotnich zakupów o charakterze spożywczym wyróżnia się w tym mieście już choćby w kwestii nomenklatury. Tutaj nie chodzi się na targ, ani nawet stragan, w Warszawie warzywa i owoce kupuje się na bazarze lub bazarku – co, kto woli. Ja wyboru nie miałam, mimo tego trafiłam w dziesiątkę! Po sąsiedzku mam jeden z największych i najciekawszych warszawskich „bazarów” – Hale Mirowskie, a właściwie jedną Halę, bo choć hale są dwie, to Mirowska jest jedna, druga nazywa się Halą Gwardii.Na Hali można kupić właściwie wszystko, oczywiście nie na wszystkich stoiskach kupować warto. Moją nieocenioną przewodniczką po meandrach i labiryntach tego targowiska była moja Mama, która przyjeżdżając do mnie w odwiedziny często chodziła na zakupy, a potem zdawała szczegółowe relacje, gdzie można znaleźć najlepszą wędlinę, świeże ryby i kurczaka prosto ze wsi (mam nadzieję). Ja odwdzięczałam się Jej informacją o tym, gdzie można dostać orientalne przyprawy, grecką chałwę i jajka ekskluzywnie pakowane i sprzedawane z ułańską fantazją. Krótko mówiąc towaru na Hali jest mrowie, a mrowie – bywa jednak tak, że nie dla wszystkich wystarczy. Kiedyś, późnym popołudniem chciałam kupić nać pietruszki, bo idealnie pasowała mi do krewetek, podeszłam do jedynego otwartego wtedy stoiska i poprosiłam o jedną sztukę. Sprzedawca rozłożył ręce i powiedział: pietruszka była, ale już nie ma, dosłownie 5 minut przed Panią przyjechali od Mateusza Gesslera i wykupili cały zapas. Przemknęło mi przez myśl, żeby pojechać do Warszawy Wschodniej i poprosić o rekompensatę z tytułu utraconej pietruchy, szczęściem tego wieczoru okazało się, że dobra gospodyni z byle czego zrobi coś pysznego. Tym bardziej, że pietruszkę znalazłam… w sklepie obok.
Tak! Zdarza się, że konkurencję z Halą M, w moim przypadku wygrywają popularne dyskonty. Jednak tylko wtedy, kiedy zdecyduję się zaopatrzyć moją lodówkę na bazarze mirowskim biorę ze sobą wiklinowy koszyk w stylu retro, który idealnie pasuje do moich zakupów. Co tu dużo mówić, na Hali najbardziej lubię kupować kwiaty!
Każdy, kto choć raz był w Warszawie, wie doskonale, że to miejsce jest jak ogród, w dodatku otwarty przez 24 godziny! Współpasażer w pociągu EIC relacji Warszawa Centralna – Katowice, powiedział mi kiedyś, że Na Halę przyjeżdżają często mężczyźni, którzy podjęli spontaniczną decyzję o zaręczynach, albo Ci, którzy w środku nocy potrzebowali bukietu czerwonych róż, żeby przeprosić ukochaną za swoje przewinienia. I tak oto okazało się, że mieszkam tuż obok kwiatowego pogotowia ratunkowego! Sama też często kupuję tu kwiaty, o każdej porze roku inne, najczęściej u tego samego Pana – mojego ulubionego. W ostatnią sobotę zrobiłam wyjątek, zupełnym przypadkiem zatrzymałam się na tyłach hali, gdzie ustawiają się ogrodnicy. Kiedy chciałam odejść, Sprzedawca w okularach zapytał, czy nie chcę kupić wrzośca? Dobrego handlowca można poznać po tym, że nie wiedzieć czemu kupujemy to, co On chce nam sprzedać… Pan zniknął na zapleczu i przyniósł piękny trójkolorowy – ten jest specjalnie dla Pani, udało się Pani zrobić ładne zdjęcie? -Tak, to na blog, wie Pan, od pewnego czasu piszę trochę o Warszawie… – a może napisze Pani też o tym miejscu, wie Pani, że Hale są dwie? – wiem – a wie Pani, że tam, gdzie jest teraz szklana fasada, powstaje jedna z najlepszych warszawskich restauracji? Chciałbym Panią zaprosić do tej restauracji, przyjedzie Pani za tydzień? -A myśli Pan, że za tydzień będzie już otwarta? Nie, ale jak Pani przyjdzie, to pójdziemy tam razem i zapytamy, kiedy otwarcie? Przyjdę, pewnie, że przyjdę! Tym sposobem wróciłam z Hali z koszykiem pełnym warzyw, produktami na muffiny dla siostrzeńców i kolejnym dowodem na to, że mieszkam w jednym z najbardziej gościnnych miast w całej Polsce. Z zaproszenia chętnie skorzystam…