Było to tak: Siedzieliśmy właśnie przy stole jedząc makaron ze szpinakiem, przygotowany wcześniej w kilka minut w mojej kuchni i piliśmy dobrze schłodzone białe wino (wbrew powszechnie panującej opinii, o wyższości czerwonego wina nad białym, to było naprawdę niezłe)… Zaczynałam właśnie kroić domowy biszkopt z kawałkami białej czekolady (szarlotka była następna w kolejce) kiedy Zu zapytała: Słuchajcie, a może wybralibyśmy się wspólnie na Restaurant Week?
Impreza jest zacna, a zasady proste: wybierasz restaurację, rezerwujesz stolik, typujesz menu spośród dwóch przygotowanych na tę okazję i dokonujesz opłaty w wysokości 39,00 zł. Selekcjonując restauracje zjedliśmy cały biszkopt, pół szarlotki i zdążyliśmy wymienić się przepisami. Wreszcie po 2,5 h obrad udało się podjąć decyzję! Wiedzieliśmy, gdzie pójdziemy. Co innego jednak wiedzieć, dokąd się idzie, a co innego wiedzieć jak tam dojść… Miesiąc później, w dniu planowanej kolacji powstał spontaniczny projekt, żeby wcześniej spotkać się na typowo babską część wieczoru i zaangażować się w akcję „pomóż nam w przeprowadzce” zorganizowaną przez sklep Szyjemy Sukienki. Wiadomo, na czym owa pomoc miała polegać… No cóż – wiedziona chęcią dobrodusznej pomocy, zaraz po przyjściu do pracy sprawdziłam, w jaki sposób mogę dojechać na Aleję Róż, o istnieniu której nie miałam pojęcia. Usiadłam wygodnie w autobusie 138 (znalezienie wolnego miejsca w komunikacji miejskiej to nie lada wyzwanie) i pojechałam!
Wysiadłam na przystanku przy Rozbrat i pojęcia nie miałam, co robić dalej. Nagle przypomniałam sobie, że wtedy w pracy nie zdążyłam sprawdzić w aplikacji JAK DOJADĘ dalszego etapu podróży! I zamiast sprawdzić ją teraz, skorzystałam z okazji i zapytałam pierwszego napotkanego Przechodnia: przepraszam, jak na Aleję Róż? – cały czas prosto, pod górę. Już w połowie tej prostej drogi pod górę poczułam się jak uczestnik gry miejskiej. Mówiłam sobie w myślach „Zocha: trafisz do celu, kupisz sobie sukienkę w nagrodę”. Po 45 minutach miałam już dosyć, nie chciałam sukienki, chciałam za to inne buty, wygodne, bo te które miałam na sobie nie nadawały się na taką marszrutę. W okolicy ul. Wiejskiej poddałam się, znowu zapytałam napotkaną Osobę i usłyszałam: widzi Pani tę ulicę 200 metrów dalej? To są Aleje Ujazdowskie (myślałby kto?!), musi Pani skręcić w lewo i iść dalej prosto. Aleja Róż będzie po prawej. Jako że ja byłam po lewej stronie, oczywiście przeoczyłam i zapytałam o drogę ponownie, Panie z dalmatyńczykiem (poziom imaginacji sytuacyjnej zbliżony do akcji Vabank 2) okazały się Brytyjkami i w swoim rodowitym języku powiedziały, że nie mają pojęcia o Alei Róż, ale wiedzą, że ulica, na której rozmawiamy, to Aleja Szucha. To samo obwieszczała tabliczka nad naszymi głowami, a poza tym to akurat i ja wiedziałam. Czas mijał, zbliżała się godzina zamknięcia sklepu, a ja, stojąc na jednym z największych warszawskich skrzyżowań, nie wiedziałam, w jakim kierunku iść. Kiedy po godzinie obłąkanego marszu wreszcie dotarłam na miejsce, byłam z siebie dumna jak rzadko kiedy. Ba! Na klatce schodowej (sklep mieści się w starej kamienicy pod numerem 6) kilka dziewczyn zapytało się mnie, czy nie wiem przypadkiem gdzie Szyją Sukienki? Powiedziałam, że wiem i dodałam, że wiem też, że nie tak prosto znaleźć to miejsce – całe szczęście, że sklep właśnie zmienia siedzibę…
Sukienki nie kupiłam, nawet gdybym chciała to przecież nie starczyłoby mi na to czasu. Plusem całej zaistniałej sytuacji bez wątpienia było to, że przechodząc przez pół Warszawy na własnych nogach zgłodniałam i z jeszcze większym apetytem zasiadłam do kolacji, na którą dotarliśmy metrem! Okazało się, że sklep był oddalony od najbliższej stacji metra o 3 minuty! Kolacja była rewelacyjna. Warsaw Restaurant Week trwa do niedzieli. Polecam, może zdążycie jeszcze zarezerwować stolik w jednej z warszawskich restauracji? Zanim tam się jednak wybierzecie, sprawdźcie dokładnie na mapie, jak tam dotrzeć. Na spacer lepiej wybrać się tuż po skończonym posiłku.
Pingback: Schody do nieba - Warszawianka FlancowanaWarszawianka Flancowana