Legia Warszawa

Kiedy wspomniałam koledze, o czym aktualnie piszę, zaczął wymieniać obcojęzycznie brzmiące nazwiska poszczególnych piłkarzy i opowiadać mi pokrótce historię Legii.  Nie jestem wielką fanką piłki nożnej, jednak żyjąc pomiędzy Katowicami, a Warszawą, chcąc nie chcąc stałam się kibicem dwóch polskich klubów piłkarskich…

W moim rodzinnym mieście, sympatia do GKS wyrażona jest naściennym malowidłem przedstawiającym klubowy herb. Można go spotkać na każdym, a przynajmniej na co drugim budynku. Jedyną dzielnicą, w której kwestia przynależności klubowej nie do końca jest oczywista  jest Nikiszowiec – tu widoczne są także wpływy kibiców Ruchu Chorzów. Z tego względu należy omijać tę okolicę po zmroku, aby w ten sposób uniknąć konieczności jednoznacznego opowiedzenia się za klubowymi barwami. Niemniej, poza Nikiszowcem, w całych Katowicach sprawa jest oczywista! Okazuje się jednak, że nie dla wszystkich…

Kilka dni temu, będąc na Śląsku wybrałam się z moimi Siostrzeńcami do parku. Obaj mieli na sobie profesjonalne stroje piłkarskie, a w plecaku starannie spakowane korki i piłkę nożną. Z całego rozgrywanego przez nich meczu, najbardziej utkwiły mi w pamięci zdziwione spojrzenia innych dzieci, kiedy trzyletni Marek, biegnąc za piłką śpiewał na cały głos: Legia, Legia Warszawa! Kto by pomyślał, że mając tak niewiele wspólnego z piłką nożną, mogę mieć jakikolwiek wpływ na upodobania piłkarskie moich Siostrzeńców? Prawda jest jednak taka, że gdyby nie oni, do dziś miałabym niewielkie pojęcie o piłce nożnej, nie mówiąc już o spalonym… Właśnie dlatego, kiedy po raz pierwszy w życiu, kupiłam bilet na mecz (Legia Warszawa – Pogoń Szczecin), zadzwoniłam do mojego Syna Chrzestnego, wiedząc, że ta informacja na pewno go ucieszy…

Na Stadion przy Łazienkowskiej 3, dotarliśmy metrem. Rozmyślnie miałam na sobie coś pożyczonego i zielonego. Mimo ciepłego wieczoru, szal Legii towarzyszył mi na całej trasie wzdłuż Agrykoli i nie tylko zapewniał mi poczucie wspólnoty, ale co za tym idzie był również moją powiewającą szarfą bezpieczeństwa… Już na stadionie okazało się, że mamy całkiem niezłe miejsca, z pewnością byłyby idealne także wówczas gdyby zabrało się ze sobą dzieci. Pytanie tylko, czy to aby na pewno dobre dla nich miejsce. Co prawda mecz został rozpoczęty minutą ciszy i refleksji, z powodu śmierci Pawła Zarzecznego –dziennikarza i wiernego kibica Legii, chwilę później odśpiewano „Sen o Warszawie” będący hymnem Legionistów, jednak to co dało się słyszeć później trzeba pozostawić  bez komentarza. Wspomnę, tylko tyle, że w co ciekawszych momentach cieszyłam się, że jeden z Liniowych jest Szwajcarem i nie rozumie ani jednego z kierowanych do siebie słów. Osobiście uważam, że na Stadionie Wojska Polskiego im. Józefa Piłsudskiego powinny obowiązywać nieco wyższe standardy, jednak co by nie mówić atmosfera panująca podczas meczu ma w sobie magnetyczną siłę przyciągania. Toteż na mecz Legii wrócę z przyjemnością, jednak tym razem w drodze powrotnej do domu zdecyduje się na taksówkę. Taksówkę rekomenduję każdemu, jako, że podróż powrotna autobusem, wypełnionym po brzegi kibicami, na długo pozostanie mi w pamięci… Zwłaszcza ten moment, w którym starając się nie słyszeć kalumnii kierowanych pod adresem Wisły Kraków i GKS Katowice, wpatrywałam się w otwarte okno (jedyne źródło tlenu, w zatłoczonym autobusie) i z zainteresowaniem powiedziałam: A więc to tutaj znajduje się klub Na Lato? Nazwa pochodzi pewnie od Grzegorza Lato…Michał spojrzał na mnie z uśmiechem i powiedział na cały głos: czy przypadkiem on też nie pochodzi ze Śląska?? W autobusie momentalnie zapadła cisza… Popatrzyłam na tłum wokół mnie i z wykreowanym na potrzeby sytuacji, brakiem zrozumienia na twarzy odparłam: A kto jeszcze jest ze Śląska??

Moi Kochani Siostrzeńcy zarazili mnie sympatią do piłki. Naśladując, z dużym zaangażowaniem komentatorów sportowych, podczas trwających w telewizji transmisji nauczyli mnie zasad obowiązujących w trakcie gry. Jestem pewna, że niejednego z moich współpasażerów mogliby nauczyć także wzajemnej tolerancji. Dwaj chłopcy ze Śląska, kibicują wytrwale drużynie, której dotychczas nie wiedzieli, znają ją tylko z opowieści. Być może kiedyś będzie taki czas, gdy będę mogła zabrać ich ze sobą na Łazienkowską? Może wtedy, gdy ktoś  przypadkiem zada w autobusie pytanie: Kto jeszcze pochodzi z Katowic, będą mogli odpowiedzieć, bez obawy o własne życie… Bo przecież łączy nas piłka!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Komentarze

Komentarze