Warszawa, która leczy

Są takie poranki, kiedy zamiast budzika, budzi Cię świergot ptaków, przytulny szum deszczu, zapach kawy lub czyjś przyjazny głos, który zapowiada, że śniadanie jest już podane do stołu. Oczami wyobraźni widzisz już ten stół, a na nim: świeże pieczywo, bagietki z Placu Zbawiciela, wiejskie masło ze Społem, kawa z kawiarki (lub równie dobra z ekspresu na kapsułki), małe słoiczki z dżemami i jajecznica. Wstajesz i jesz. Tak bywa.

Bywa też jednak zupełnie inaczej. Wtedy budzisz się z gorączką i bólem gardła… Dramat! Tym bardziej jeśli miałeś na ten dzień plany: wyjątkowo punktualne wyjście z pracy, zakup choinki, uzupełnienie prezentów, a wieczorem kolacje przed wigilijną na Próżnej. I nie wyszło. Do pracy nie poszedłeś, choinki nie kupiłeś, z kolacji nici. Co wtedy robisz? Umawiasz się do lekarza.

Automat przemówił do mnie ludzkim głosem: Dzień dobry. Dodzwoniłeś się do Centrum Zdrowia XYZ, dziękujemy, że obdarzyłeś nas zaufaniem. Powiedz, w jakim celu dzwonisz? W tym momencie zdałam sobie sprawę, że książki dotyczące savoir vivre powinny być wzbogacone o rozdział „Rozmowa telefoniczna z maszyną”. Nie zastanawiając się długo, odpowiedziałam: umówienie wizyty z lekarzem. Chwila ciszy, budząca moją niepewność, czy aby na pewno dobrze skonstruowałam odpowiedź. – Z jakiego rodzaju lekarzem chcesz się umówić? – Z internistą. – Czy posiadasz u nas abonament? Tu maszyna postanowiła doprecyzować: odpowiedz: tak posiadam lub nie, nie posiadam! Po kilku sekundach połączono mnie z żywym człowiekiem. Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – Dzień dobry (pełna kultura), chciałabym umówić wizytę u internisty. Najlepiej na Wołoskiej, najlepiej jak najszybciej. – Co Pani dolega? **** – O to nowość (pomyślałam), służba zdrowia w końcu zdała sobie sprawę, z fachowego przeszkolenia Polaków w zakresie medycyny ogólnej i postanowiła zaoszczędzić wszystkim czasu. Wszystkie sezony dr. House i Emergency, nie poszły w las. – prawdopodobnie ostre zapalenie gardła (infekcja wirusowa bądź bakteryjna – dodałam) lub angina. – Jakie ma Pani objawy? – Odpowiedziałam szczegółowo i już miałam zapytać, na jaki adres mailowy zostanie wysłana  recepta i druk L4, kiedy Żywa Pani oznajmiła: wizyta u Pana Doktora Konrada K. o 17:30. – Jak to?? Pół godziny opowiadania o swoim stanie zdrowia, poszło w tym momencie na marne?? Cóż, może nawet lepiej – wreszcie będzie okazja, do odebrania faktury za poprzedni miesiąc, której nie jestem w stanie wydrukować, bo zapomniałam hasła do swojego konta. Do placówki Centrum Zdrowia XYZ jechałam na ostatnią chwilę, przez pół Warszawy, mając w pamięci godziny spędzone na oczekiwaniu w kolejce do lekarza. Pięć minut przed wizytą podeszłam do miłej Pani w rejestracji. – Chciałabym zapytać, czy Pani mogłaby wydrukować mi fakturę za ostatni miesiąc na podstawie mojego dowodu? – A czy Pani ma hasło? –Tak mam, ale nie pamiętam go… czyli de facto nie mam. – Nie szkodzi, to ja wygeneruje Pani takie hasło. Miła Pani wydrukowała kilkanaście kartek papieru A4 zagospodarowanych drukiem wielkości drobnego maku (jak na konwencję świąteczną przystało). Proszę podpisać. Zdążyłam podpisać trzy pierwsze strony, kiedy zapytałam ponownie: – ale fakturę dostanę, tak? – Nie… – To ja jednak dziękuję za to hasło, nie chce go. – Ale Pani już wyraziła zgodę i musi mieć hasło! I tak po kilku minutach udało mi się odejść z hasłem, za to bez faktury i bez nadziei na jej otrzymanie, bo hasło okazało się hasłem dostępu do zupełnie innej usługi. No cóż, może przynajmniej nie spóźnię się do lekarza… Usiadłam w poczekalni, rozejrzałam się wokół siebie i pomyślałam: „Tu jest jakby luksusowo” – elegancko, gustownie, są gazety, jest i muzyka. Cudnie! Spojrzałam na zegarek – 17:30. W tym momencie, drzwi gabinetu otwarł mężczyzna o wyglądzie Emanuela Macrona i zaprosił mnie do środka. – Dzień dobry, bardzo miło mi Panią poznać, nazywam się Konrad K i jestem lekarzem. Wtedy właśnie poczułam, jak bardzo jestem chora, bo kiedy wreszcie wydukałam nieporadnie swoje imię i nazwisko, nie wiedziałam kompletnie co mam mówić dalej? Pacjentka? Czy może po prostu: bardzo miło mi Pana poznać, choć to oczywista nieprawda, bo biorąc pod uwagę okoliczności wolałabym wcale Pana nie poznać tylko być na kolacji. Na Próżnej. W Mercato. A w domu mieć choinkę i porządek, i prezenty. Po chwili ciszy wymamrotałam więc tylko: – Bardzo się cieszę, że jest Pan lekarzem, to się nawet świetnie składa w tej sytuacji, bo ja jestem całkiem chora. – Wie Pan, nie chciałabym uchodzić za specjalistkę w tym zakresie, ale uważam, że to zapalenie gardła lub angina. – Jakie leki Pani przyjmuje? –Aspiryna, orofar i czosnek, dużo czosnku… Między nami mówiąc, ja mogę strasznie śmierdzieć… – Bardzo dobrze, ja również popieram domowe metody leczenia… I tu postanowiłam zabłysnąć inteligencją, wsparta o wiedzę fachową jednego z moich kolegów z pracy: – Widzi Pan, już 30 lat temu udokumentowano naukowo zarówno przeciwbakteryjne jak i przeciwwirusowe działanie czosnku… – O! Widzę, że czytaliśmy ten sam artykuł. Uśmiechnęłam się delikatnie, jednak to był koniec moich oratorsko – erudycyjnych popisów. Potem było już coraz gorzej. – Właściwie nie jestem pewien, czy mamy do czynienia z wirusowym zapaleniem gardła, czy z anginą… – Możliw, możliw, że z anginą, wie Pan, mój szwagier ma anginę, a ja miałam z nim kontakt, tzn. nie aż tak bliski, ale jednak… I wtedy zdałam sobie sprawę z początku mojej wypowiedzi, która niewtajemniczonemu mogłaby z powodzeniem zasugerować, że nie umiem posługiwać się poprawną polszczyzną. Chcąc naprawić swój błąd, brnęłam w to dalej, zwłaszcza, że lekarz patrzył na mnie z pewnym zaciekawieniem, a może raczej niedowierzaniem. – wie Pan, tak się mówi w kabaretach, tzn nie, że szwagier ma anginę, tylko… Na tym postanowiłam skończyć, bo całość przypominała  scenę z mało wyszukanego skeczu „Przyszła Baba do lekarza”. – Panie Doktorze, wracając do meritum, chciałabym zapytać, kto byłby w stanie mnie zdiagnozować, pod kątem wirusa bądź baterii? –Zlecę Pani strea test? – Co takiego?? –Proszę pójść dwa pokoje dalej i przyjść do mnie z wynikiem wymazu. – Wyszłam, choć niechętnie, bo od dziecka nie lubię, gdy ktoś wkłada mi cokolwiek do gardła. Nieśmiało weszłam do dyżurki pielęgniarki. Jej niepewne spojrzenie spotkało się z moim, nieco jakby zlęknionym. Ja mam Pani zrobić ten test? Nigdy tego nie robiłam, to robią lekarze. – Rozumiem, tym bardziej dziękuję, wie Pani, mnie w gruncie rzeczy jest obojętne czy dostanę antybiotyk czy nie… – Ale nie może Pani wyjść, dzwonię po lekarza. – Ale po co, nie róbmy komedii… ja po prostu wyjdę i powiem, że chcę antybiotyk… Właśnie opowiadałam pielęgniarce o tym jak bardzo się boję wtykania patyka do czeluści gardła, gdy wszedł lekarz. – ale zupełnie niepotrzebnie się Pani boi, proszę mi zaufać. Miałam dwa wyjścia: uciekać, jak dziecko, robiąc z siebie tym samym pośmiewisko lub zachować się jak dorosła, rozsądna kobieta i zaufać bądź co bądź specjaliście. Zaufałam. Wirus. – Czy wierzy Pani w leki przeciwwirusowe? –Czy wierzę? Trudne pytanie, chyba nie… choć z drugiej strony ten czosnek? – Po tym wszystkim postanowiłam zabrzmieć jednak intelektualnie: Panie Doktorze, to nie jest kwestia wiary, wirusy są oporne na leczenie… – Dokładnie. Jednak na wszelki wypadek przepiszę. – A gdzie moje L4? –Wysłałem już do Pani Pracodawcy.

A zatem to prawda, od mojej ostatniej wizyty u Lekarza, służba zdrowia stała się niezwykle innowacyjna, choć oczywiście nadal domowe sposoby leczenia nie wychodzą z mody!

Jeżeli myślicie, że opowiedziałam Wam o tym wszystkim po to, żeby udowodnić Wam, że Bridget Jones istnieje naprawdę i mieszka w Warszawie, to jesteście w błędzie… Chciałam pokazać Wam coś zupełnie innego. Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chcieli, żeby było. Nie zawsze nasze plany udaje się zrealizować. Nie zawsze w domu pachnie choinką, i nie zawsze panuje w nim porządek. Ale dzieją się inne rzeczy, na pozór trudne, smutne, zupełnie niepotrzebne. I kiedy zaczynasz zadawać sobie w myślach pytanie –po co…? Przerywasz i sam sobie odpowiadasz: A no właśnie po to: żeby pójść tam, gdzie nie planowaliśmy, spotkać kogoś kogo nigdy byśmy nie spotkali i pośmiać się z tego i samej siebie mimo choroby…

 

 

 

 

 

Komentarze

Komentarze