Warszawa – miasto, w którym możesz poczuć smak Neapolu

W telewizji śniadaniowej, na którą zerkałam jednym okiem, szykując się do pracy, dziewczyna pochylała się właśnie nad przygotowywaną przez siebie pizzą. W pewnym momencie, westchnęła z namaszczeniem, po czym z czarującym uśmiechem spojrzała w okienko kamery. Proszę państwa – rzekła ona – zaręczam, że nie chcielibyście poczuć tego zapachu, bo gdybyście go poczuli, to zapragnęlibyście czym prędzej zjeść tę pizzę w całości i nie zawahalibyście się poprosić o dokładkę.
Po cichu przyznałam jej rację, jednak było już za późno – do mózgu zdążyła dotrzeć informacja, że pokarm jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Bogu dzięki, perspektywa zjedzenia pizzy była tego dnia tylko trochę odroczona w czasie. Byle do wieczoru – powiedziałam sama do siebie i sięgnęłam do szafy po sukienkę w kolorze świeżej bazylii. Spojrzałam na zegarek i uznałam, że to najwyższy czas aby ruszyć do pracy, ale wciąż jeszcze za wcześnie, żeby zarezerwować stolik na ten wyjątkowy, świąteczny wieczór.

Międzynarodowy Dzień Pizzy obchodzę z upodobaniem od kilku lat. Jednak dopiero niedawno odkryłam miejsce, w którym pizza smakuje prawie tak dobrze, jak ta, którą jadłam nieraz, studiując w Neapolu. Prawie, bo receptura tamtejszego specjału jest pilnie strzeżona i nie wychodzi poza granice miasta. Ten, kto był w Neapolu doskonale wie o czym mówię. Wszyscy, którzy tęsknią za smakiem tej jedynej i bezkonkurencyjnej pizzy nie zawiodą się przekraczając podwoje iście włoskiego lokalu przyklejonego do tylnej ściany Starej Ochoty.

Mówiąc o niebie, zazwyczaj mamy na myśli górne przestrzenie rzeczywistości, w tym przypadku do kulinarnego raju wiodą schody, którymi kierujemy się w dół. Nagle, orientujemy się, że wnętrze, w którym się znaleźliśmy jest niezwykle kameralne. Z głośników dobiega klimatyczna, włoska muzyka, a całość łudząco przypomina miejsca, które są nam dobrze znane – jeśli nie z pobytu we Włoszech, to z pewnością z „Rzymskich Wakacji”. Istotnie, lokal jest na tyle fotogeniczny, że z powodzeniem mógłby posłużyć za scenerię do niejednego filmu. Intuicyjnie, przychodzi na myśl komedia romantyczna, gdyż jak twierdzą wtajemniczeni pizza jest niezwykle romantyczna… 

Wybiło południe, dlatego biorę do ręki telefon i cierpliwie czekam na połączenie. Zajęte. „Cierpliwość ma gorzki smak, ale jej owoce są słodkie”, dlatego dzwonię ponownie. Niestety – słyszę po drugiej stronie – nie praktykujemy rezerwacji… Nie dając jednak za wygraną, pytam uprzejmie: jakie jest prawdopodobieństwo, że uda mi się wejść do środka? -Obawiam się, że niewielkie…
Ci, którzy znają mnie lepiej, doskonale wiedzą, że potrafię czyhać w przeróżnych kolejkach w nadziei, że stanie się coś zupełnie nieprzewidzianego i zaskakującego – dającego wyraz sentencji: „ostatni będą pierwszymi”. Tym razem, chciałam jednak mieć pewność, że uda mi się zjeść pizzę i uczcić jej święto należycie. Nie myśląc zbyt długo, zadzwoniłam pod inny sprawdzony adres, który swą nazwą nawiązuje do ulicy przecinającej Neapol na pół.
Zaledwie kilka godzin później, utwierdziłam się w przekonaniu, że była to słuszna decyzja. Po okazaniu certyfikatu usiadłam przy stoliku, spojrzałam w kartę i stało się jasne, że wieczór będzie nie tylko dobry, ale i pyszny. Truflowa pizza, poddająca się prawu ciążenia, zwanego powszechnie grawitacją, domowe wino, wyborne Towarzystwo. Doprawdy, czego chcieć więcej? 
W pewnym momencie, do osób zajmujących sąsiedni stolik przysiadła się dziewczyna -dość głośna, ekspresyjna. Jej obecność zaczęła mi doskwierać … Szybko przywołałam się jednak do porządku. Ile to razy, ostatnimi czasy brakowało mi tego gwaru? Jak bardzo za tym tęskniłam?


Kiedy poznaje się Warszawę zmysłem smaku, to często można odnieść wrażenie, że mieszka się w najlepszym miejscu na świecie. Być może, po prostu niezwykle smakowitym – to, co najlepsze może być przecież wszędzie tam, gdzie akurat się znajdujemy i tam, gdzie chcemy aby było najlepiej. Wszystko jest kwestią odpowiednich ingrediencji…


Ciekawe, że przepis na udany wieczór i na dobre, szczęśliwe życie jest stosunkowo prosty, trzeba jednak wykonać go umiejętnie, z dużą dozą uważności. Tak, jak tworzy się pizzę. Warto uczyć się od Włochów tej właśnie prostoty, która daje najprawdziwszą, życiodajną radość. Taką, która karmi zmysły. Ktoś powie: ale oni przecież mają słońce, im jest łatwiej. Możliwe, tyle że wtedy, kiedy słońce chowa się za chmurami pozostaje drugi człowiek, który może rozpromienić nam dzień i siąść z nami do stołu, po to, aby wspólnie celebrować czas, który trwa… Międzynarodowy Dzień Pizzy jest jedynie pretekstem, okazji jest znacznie więcej. A zatem kosztujmy życie – kawałek, po kawałku i kroczmy Warszawą szlakiem tego, co najlepsze! 

Buon appetito 

Komentarze

Komentarze