Cisza i spokój ukryte w zgiełku miasta

Tego dnia wyszłam z pracy później, niż powinnam i nie udało mi się znaleźć miejsca siedzącego w zatłoczonym autobusie. Nerwowo zerkałam na zegarek, zupełnie tak, jak gdyby ta czynność mogła przyspieszyć zmianę świateł na zakorkowanym skrzyżowaniu. Chłopak tuż obok mnie słuchał muzyki; to nic, że miał na sobie słuchawki, bo i tak wszyscy wokoło wiedzieli, czego słucha… Ktoś inny już od piętnastu minut omawiał przez telefon kwestie związane z zakupem nowego samochodu. Zamknęłam oczy; mimowolnie pomyślałam o tym, dokąd jadę, i że zanim tam dotrę, muszę choć na chwilę odłączyć się od odgłosów miasta – w myśl zasady, że to, czego szukamy na zewnątrz, powinniśmy najpierw odnaleźć w sobie.

Nie wiem, być może częstotliwość dziania się rzeczy tego dnia była zbyt duża, może było zbyt głośno, w każdym razie wtedy, w autobusie nie udało mi się wyciszyć. Wszystko wokół zaczęło mi przeszkadzać. Nagle uświadomiłam sobie, że czasem jest mi w tym mieście za głośno. Wybiegłam z autobusu, już trochę spóźniona, ale zadowolona, że w końcu udało mi się dotrzeć do celu. Dużo czasu minęło, odkąd chciałam tu przyjechać.

Ciszy i spokoju – tych dwóch trzeba naraz, a bywa, że czasami ciężko o namiastkę chociaż jednej z nich – zwłaszcza tutaj, w tym mieście – tak bardzo aktywnym i intensywnym… Jednak kto szuka wytrwale, ten znajdzie. O tym miejscu słyszałam jeszcze, zanim tu zamieszkałam. Powiedział mi o nim mój Szwagier, który studiował w mieście o wiele większym od Warszawy. Wtedy spragniony choć odrobiny zadumy i refleksji odnalazł je w Paryżu. Będąc kilka tygodni temu we Włoszech nadaremno szukałam takiego miejsca w Rzymie, u szczytu Schodów Hiszpańskich; niestety okazało się, że spóźniłam się kilka miesięcy. Trzy lata musiały minąć, zanim wybrałam się pod wskazany przez M adres. Zupełnym „nie – przypadkiem” pojechałam tam zaraz po pracy, na początku marca, żeby dać posypać sobie głowę popiołem…

Łazienkowska 14 – właśnie ten adres wybrały na swoją siedzibę Monastyczne Wspólnoty Jerozolimskie. Głównym powołaniem braci i sióstr działających w tej wspólnocie jest tworzenie na „pustyni miast” oazy ciszy, spokoju i modlitwy. Moje osobiste doświadczenie tamtego dnia potwierdza, że każdy, kto wejdzie do prowadzonej przez zakon Świątyni, natychmiast odetchnie od wyczerpującego nieraz rytmu miasta. Ten z Was, kto mieszka w Warszawie lub był tu przez moment, wie, jak tu jest. Niektóre sceny z życia wzięte przypominają te z filmu Lost in Translation, choć oczywiście w mikro skali. Kiedy żyje się szybko stosunkowo łatwo coś przeoczyć, łatwo się zapomnieć.

W plątaninie myśli, w biegu zdarzeń, w wykonywaniu kilku zadań jednocześnie można po prostu zapomnieć o tym, co naprawdę ważne. Minęło już parę tygodni od czasu, kiedy po raz pierwszy odwiedziłam Świątynię pod wezwaniem Matki Bożej Jerozolimskiej. Kilka dni temu, kiedy przechodziłam tuż obok niej, idąc na mecz Legii, uświadomiłam sobie, że tęsknię za atmosferą tego miejsca. Pamiętam, jakie wrażenie zrobiło na mnie piękno surowego i mistycznego wnętrza tego Kościoła. Musiałam tu wrócić. Tym, co znów zachwyciło mnie najbardziej, było natychmiastowe odczucie ulgi – od pośpiechu, hałasu i ciągłej zupełnie bezcelowej pogoni za czymś (no właśnie, za czym?)… Niezależnie od tego, gdzie mieszkasz – w żadnym z tych miejsc nie uciekniesz od tego, co skutecznie wytrąca Cię z równowagi, zaburza spokój. Pisząc te słowa jestem w drodze do domu na Święta, gdzie z założenia w cichym pociągu, dociera do mnie tylko jeden regularny dźwięk: halo, halo, gubię zasięg ( i tak od 4 minut) . Nie da się uciec od czynników zewnętrznych, ale można spróbować zdystansować się wobec nich, albo po prostu je zaakceptować. Cieszę się, że w moim mieście jest wiele pięknych kościołów, jak ten który, opisałam. Zawsze można do nich przyjść po to, aby doświadczyć tego, za czym tak bardzo tęsknimy… I nagle okazuje się, że ta cisza i ten spokój są na wyciągnięcie ręki i że Pan Bóg jest wszędzie, nawet w tym zatłoczonym głośnym autobusie…

„W sercu miasta wznoś w górę dwa ramiona: uwielbienia i błagania. Co dzień przyzywaj nań błogosławieństwo Boże”

Z Księgi Życia Jeruzalem


Komentarze

Komentarze