Warszawa – miasto, w którym na moment zabrakło mi światła

Wpatrując się w tablicę rozdzielczą z umieszczonymi na niej bezpiecznikami przypomniałam sobie jeden z moich ulubionych fragmentów Kabaretu Hrabi. W trakcie egzaminu, wykładowca zadaje studentce pytanie: co Pani wie o Oświeceniu? W odpowiedzi słyszy: ja wiem! Oświecenie jest na prónd. – Na prónd? Dopytuje coraz bardziej skonsternowany profesor.  – tak, na prónd, taki nieduży, plus minus…

Czytaj dalej…

Warszawa – miasto, które dobrze prezentuje się w teatrze

„Wybierzesz się ze mną do teatru?” Wpatrując się w ekran telefonu, trochę wbrew sobie, za to w pełnej zgodzie z rozsądkiem naznaczonym odpowiedzialnością,  odpisałam na zadane pytanie: niestety nie mogę…  Faktem jest jednak, że kiedy mam w alternatywnie jakąkolwiek inną rozrywkę nierzadko wybieram teatr. Tak już mam od kilku lat i nie sądzę aby prędko miało się to zmienić. To jest zresztą jeden z powodów, dla których trudno byłoby mi wrócić na Śląsk… Mnogość teatrów w Warszawie kontrastująca z ich dojmującym niedostatkiem w Katowicach tworzy pewien kulturalny magnetyzm, który nieustannie pociąga mnie w tym jedynie słusznym warszawsko – teatralnym kierunku…

Czytaj dalej…

Warszawa – miasto, które stwarza okazje

Trudno byłoby mi określić wszystkie zmiany jakie zaszły w Warszawie w trakcie ostatnich pięciu lat, ale tym co zmieniło się zauważalnie jest rozkład jazdy tramwajów warszawskich. Jeżdżące niegdyś ze szwajcarską punktualnością siedemnastki, przyjeżdżały jedna po drugiej w odstępie zaledwie dwóch minut. Aktualnie, odprowadzając wzrokiem odjeżdżający sprzed nosa tramwaj, czeka się na następny około piętnastu minut. Dla przeciętnego Kowalskiego być może nie ma to żadnego znaczenia, ale dla osoby, która już z chwilą wyjścia z domu jest spóźniona do pracy, ma to znaczenie ogromne.

Czytaj dalej…

Warszawa – miasto, które przywołuje wspomnienia

Jaka jestem? Spóźniona. Tak. Całe życie jestem spóźniona…To pytanie i ta nieco zawstydzająca refleksja mimowolnie przyszły mi na myśl w przymierzalni jednej z największych mokotowskich galerii handlowych. I wtedy, kiedy miałam już zamiar zrezygnować z koncertu i zadzwonić do Ju, usłyszałam dobiegający zza kotary głos mojej Kuzynki: „I jak, rozmiar w porządku”? Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zobaczyłam dziewczynę wyjętą jakby z lat trzydziestych XX wieku. „Sukienka lila niebieska” -natychmiast pobrzmiała mi w uszach jedna z moich ulubionych piosenek, która wyjątkowo pasowała do okoliczności. –Muszę się spieszyć na koncert! –Ale przecież nie zdążysz – usłyszałam w odpowiedzi. –No właśnie! Jestem spóźniona.

Czytaj dalej…

Warszawa, do której mam pociąg

Zazwyczaj odbywa się to w ten sam sposób: włączam komputer, wchodzę na stronę PKP EIC, loguję się na indywidualnym koncie i kupuję bilet. Wygodnie, na kanapie, przy herbacie. Jednak biorąc pod uwagę moją nieznośną skłonność do zapominania haseł dostępu, w końcu nastała chwila kiedy to musiałam skorzystać z bardziej tradycyjnego rozwiązania. I tak przy okazji sobotnich zakupów w przydworcowej Galerii Katowice, stanęłam w kolejce po bilet kolejowy do Warszawy.

Czytaj dalej…

Warszawa, po której dobrze się biega

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – zabrzmiało dość  górnolotnie, ale prawda jest taka, że wiemy o sobie stosunkowo niewiele. Gdyby ktoś, dwa lata temu powiedział mi, że będę biegać, stwierdziłabym, że żartuje, bo równie prawdopodobne byłoby to, że zacznę pływać na desce windsurfingowej, albo pojadę do Nepalu z zamiarem wspinania się w Himalajach… Oczywiście, po Warszawie częściej „biega się”, niż chodzi, w czym akurat od zawsze byłam specjalistką, jednak kiedy przychodziło co do czego i trzeba było dogonić oddalony o kilka metrów tramwaj, kończyło się na tym, że wbiegałam do niego kompletnie oszołomiona towarzyszącą mi zadyszką, łapiąc przy tym powietrze jak umierający i obawiając się, że za chwilę zemdleję… Ludzie zgromadzeni wokół, wpatrywali się we mnie z przerażeniem. Było to o tyle żenujące, że starsze Panie, widząc moją niemoc,ustępowały mi miejsca siedzącego w zatłoczonej siedemnastce… Chcąc zachować odrobinę godności odmawiałam grzecznie, wymachując porozumiewawczo jedną ręką (drugą natomiast, profilaktycznie trzymałam się za serce). Przez resztę drogi, stałam zgięta w pół, kurczowo trzymając się poręczy i obiecując sobie w duchu, że następnym razem wyjdę z domu wcześniej, inaczej pewnego razu padnę w drodze do pracy…

Czytaj dalej…

Warszawa, która jest jak ciepły letni deszcz

Zdarza się, że brak planów jest zdecydowanie najlepszą perspektywą spędzenia piątkowego wieczoru. W tym przypadku, brak zobowiązań, oznacza możliwość zaparzenia gorącej herbaty, wejścia do łóżka i czytania książki, aż do momentu kiedy nie zmorzy nas sen. Banalne, nudne, oldschoolowe; ale przyznajcie sami: czego chcieć więcej? Dźwięk sms – a wytrącił mnie z tych błogich rozmyślań. –„Łazienki Królewskie, spacer z adrenaliną, dziś o 19:30, idziemy?”- Nigdzie nie idę, pomyślałam od razu, ale chwilę później odpisałam: „oczywiście, że tak!”.

Czytaj dalej…

Warszawa, która stoi w kolejce

Lubicie pączki? Zanim udzielicie odpowiedzi na to pytanie, powinniście wiedzieć, że jest ona o wiele prostsza, niż odpowiedź na pytanie, czy chcecie je kupić…

Dwa lata temu, pożyczyłam od znajomej z pracy grę planszową „Kolejka”. Od tego czasu, nigdy w nią nie grałam, bo żaden z moich znajomych nie był w stanie przebrnąć przez instrukcję obsługi, zawartą w książeczce przypominającej objętością przeciętnych rozmiarów książkę kucharską. Kto by pomyślał, że aż tyle instrukcji może znaleźć zastosowanie w sytuacji, która wydaje się tak bardzo oczywista, jednoznaczna i nie podlegająca dyskusji. W kolejce obowiązuje przecież jedna tylko i wyłącznie zasada: zasada kolejności.

Czytaj dalej…

Warszawa – miasto, które karmi

Lubicie piątkowe wieczory? Ja też. Jednego z tych upragnionych, wyczekiwanych wieczorów, spotkaliśmy się przypadkiem z moim Kolegą z pracy na przystanku…  Tramwaj nr 17 spóźniał się niemiłosiernie i zupełnie niezrozumiale, biorąc pod uwagę fakt, że zgodnie z rozkładem, w ciągu ostatnich piętnastu minut powinien przyjechać co najmniej pięć razy… Spoglądam na P, który nerwowo zerkał na zegarek. Szczęśliwi czasu nie liczą, ale Ci spóźnieni a i owszem! – Spieszysz się? Zagaiłam rozmowę, żeby dopełnić zapomnianej i niepraktykowanej tradycji small talku… – Tak, za chwilę mam kolację na Koszykowej, a Ty, też jesteś spóźniona? – Nie, na szczęście wyjątkowo będę na czas, kolacje jadam znacznie później – nawet w zimowe wieczory, kiedy zmrok zapada tuż po 15:00…. Oczywiście, że byłam spóźniona, ale po co wtajemniczać w to Kolegę z pracy… W dodatku na przystanku tramwajowym, gdzie nie wiadomo kto słyszy… Zresztą biorąc pod uwagę fakt, jak często spóźniam się do pracy, pytanie miało charakter czysto retoryczny… Jaki jest jednak sens, aby zdradzać komukolwiek, że kolacja co prawda będzie za dwie godziny, ale czas przygotowania do niej wyniesie około 1,5 h? I nie mam tu na myśli przygotowań kulinarnych, bo kolację zjem przecież na mieście…

Czytaj dalej…

Górska wioska, ujazdowska

Czasem myślę sobie, czy by nie rzucić tego wszystkiego i nie wyjechać w Bieszczady… Na co dzień żyję zgodnie z rytmem tego miasta. Jego tempo jest adekwatne z moim własnym; jednak wystarczy jedna chwila, aby dostrzec, że takie życie na dłuższą metę jest trudne.  Kilka dni temu, kiedy skręciłam kostkę i przemieszczałam się po mieście kuśtykając, uświadomiłam sobie, że Warszawa jest idealnym miejscem do życia pod warunkiem, że jesteś młody i zdrowy.

Czytaj dalej…