Senatorska 38

Podobno trzy pierwsze sekundy podczas spotkania, zupełnie wymykają się spod kontroli naszego mózgu. W tracie tych trzech sekund, zwykle pada imię i nazwisko nowo poznanej osoby i jeśli nie zostanie przez nią choć raz powtórzone, na zawsze pozostaje dla nas tajemnicą. Niestety do dziś nie jestem wstanie przytoczyć nazwiska Przewodnika, z którym zwiedzałam jeden z warszawskich obiektów – pamiętam jednak, że sposób w jaki opowiadał był niezwykle interesujący.

Na niedzielne zwiedzanie siedziby Banku Landaua trafiłam przypadkiem – co jest cechą dość charakterystyczną, biorąc pod uwagę ilość miejsc, w których pojawiam się całkowicie przypadkowo i niespodziewanie. Tym razem Koleżanka nie mogąc wybrać się tam osobiście, oddała mi swój bilet.

Szczerze mówiąc, tego dnia miałam w planach kilka z pozoru ciekawszych rzeczy do zrobienia… Jednak będąc o krok od zrezygnowania, przypomniałam sobie ile to razy przechodziłam obok, obiecując sobie, że muszę koniecznie odwiedzić Park Miniatur, znajdujący się w budynku Banku Landaua. Spacer, w którym lada moment miałam wziąć udział miał być przedostatnim. Dobrze wiedziałam dlaczego. Tydzień wcześniej podpisałam online petycję, mającą na celu wstrzymanie eksmisji Parku Miniatur z dotychczas zajmowanej siedziby. Z tego właśnie względu, jedną z pierwszych ekspozycji, na które zwróciłam uwagę był mały drewniany stolik, na którym znajdowała się petycja kierowana do władz miejskich, tyle, że sporządzona w wersji papierowej.

Patrząc na ten stolik i kilka nobliwych Dam, poszukujących długopisów w swoich zgrabnych torebkach, poczułam się zupełnie tak, jak gdybym była w centrum przedwojennej warszawy. Dziwne, bo okoliczności znacznie bardziej przypominały czas wojny. Co prawda, jeszcze przez chwilę każdy z Was może odwiedzić Park Miniatur, ale już za moment będzie to niemożliwe… I jest w tym pewien paradoks – bo o ile do tej pory przychodziło się tutaj, po to, aby móc zobaczyć miniaturowe wersje już często nie istniejących warszawskich budowli, o tyle teraz obecność Parku Miniatur w tym miejscu niebawem przejdzie do historii. Pytanie tylko, czy po obecnych gospodarzach przyjdą godni następcy, którzy tak jak oni będą pielęgnować pamięć, o jednym z niewątpliwie ciekawszych architektonicznie i historycznie miejsc? W obawie o to, że budynek Banku Landaua podzieli los Kina Femina, w którym zamiast filmu, można nabyć kilogram mięsa w korzystnej cenie, postanowiłam, że opowiem Wam historię – opowiem, aby ocalić ją od zapomnienia.

Ci wszyscy, którzy uważają, że w przedwojennej Warszawie nie powstawały burżuazyjne budynki secesyjne są w błędzie. Wzniesiona w latach 1904 – 1906 , siedziba Banku Landaua jest jedną z nielicznych secesyjnych perełek, które przetrwały barbarzyński czas wojny. Przygotowując się do budowy okazałej i reprezentacyjnej siedziby, ogłoszono w 1903 roku konkurs, na najlepszy architektoniczny koncept. Udział w konkursie wzięło pięciu architektów, przy czym każdy z nich zasiadał w konkursowym jury. Co ciekawe, na wstępie zastrzeżono, że niezależnie od wyniku, pionierski projekt zostanie poddany obróbce przez przedstawiciela łódzkiej secesji Gustawa Landau – Gutenegera. Raptem rok później rozpoczęto prace budowlane, których podjęła się stołeczna firma Fr. Martens i A. Daab, pod czujnym okiem zwycięskiego architekta Stanisława Grochowicza.

I tak właśnie powstał dwukondygnacyjny budynek z wzniesionym dość wysoko przyziemiem i poddaszem użytkowym. Zastosowano szereg nowinek technicznych z początku XX wieku. Wprowadzono instalację ogrzewania centralnego, klimatyzację, instalację wodno – klimatyzacyjną: gazową i elektryczną.Wchodząc do środka, trudno oprzeć się wrażeniu, że najmniejszy detal był tu doprecyzowany z dużą starannością. Klatka schodowa, która tak jak kiedyś interesantów, wita dziś turystów, odzwierciedla ówczesny kunszt – boazeria wykończona w drewnie dębowym, schody lastryko (dawniej marmur belgijski), a na nich zaczepy, świadczące o elegancji z jaką niegdyś przyjmowało się tu klientów. O tym, że swego czasu stał tu telefon, a już u progu wejścia do zasadniczej części banku, piło się kawę i plotkowało wiedzą nieliczni. Podobnie jak o tym, że kopuła, wieńcząca wejście do budynku, która w latach 50-tych uległa mechanicznemu zniszczeniu, nigdy nie została odbudowana. Kto wie, może to i dobrze, biorąc pod uwagę niedbałość, z jaką naprawiono niewielki element secesyjnej podłogi zdobionej liśćmi klonu…

Stojąc w tym miejscu, trudno nie zauważyć czternastoosiowej fasady, zwieńczonej attyką balustradową z pinaklami. Uwieńczeniem tej nieco modernistycznej konstrukcji jest przeszklony sufit, który w słoneczne dni oświetla pomieszczenie swoim własnym blaskiem. Kolejnym elementem, wpisującym się w tą nieco transparentną stylistykę są także obecne gdzieniegdzie przeszklone luksfery. Światło, którym rozjaśniają przestrzeń, przydatne jest przede wszystkim wtedy, kiedy bogatą w metaloplastyczne ornamenty klatką schodową schodzi się w głąb budynku – do jego podziemi.

Kto by pomyślał, że to właśnie tu kręcono niektóre sceny do Vabank! Trzeba jednak przyznać, że historia, która wydarzyła się w siedzibie banku również nadaje się na film. Otóż z soboty na niedzielę 26 czerwca 1917 roku „dwóch eleganckich panów”, należących do arystokracji kasiarskiej w Warszawie przekopało się do podziemi banku, wytrwale przebijając przez kilka dni strop skarbca. W poniedziałek pracownicy banku bezskutecznie próbowali dostać się do środka pomieszczenia, w którym przechowywano kosztowności. Cel został osiągnięty dopiero dwa tygodnie później, kiedy zawezwany monter, przebił podłogę skarbca. Wówczas okazało się, że wejście do skarbca zostało zabarykadowane przez złodziei piaskiem, a ograbionych zostało 126 skrytek. Co ciekawe nikt spośród poszkodowanych nie wniósł do banku zażalenia. Odpowiedź na pytanie dlaczego jest stosunkowo prosta. Otóż większość ze skradzionych kosztowności należała do mafii z warszawskiego Kercelaka. Złodziei oczywiście odszukano –jednego znaleziono w Radomiu, drugiego w Piasecznie, jednak opinia banku na długo została zszargana. Podobno, niedługo po tym, Wilhelm Landau zmienił nazwisko na Krajewski i założył bank na Haiti. Szczęściem prawowita własność ponownie wróciła do rodziny, a na jej czele stanęła kobieta –Izabella Landau.                 Kto wie, być może jest to dobra wróżba na przyszłość dla obecnych Lokatorów? Być może i Oni doczekają się pomyślnego rozwoju zdarzeń i zostaną na Senatorskiej 38? Tego im życzę i tego życzę Warszawie.

Komentarze

Komentarze