Trudno byłoby mi określić wszystkie zmiany jakie zaszły w Warszawie w trakcie ostatnich pięciu lat, ale tym co zmieniło się zauważalnie jest rozkład jazdy tramwajów warszawskich. Jeżdżące niegdyś ze szwajcarską punktualnością siedemnastki, przyjeżdżały jedna po drugiej w odstępie zaledwie dwóch minut. Aktualnie, odprowadzając wzrokiem odjeżdżający sprzed nosa tramwaj, czeka się na następny około piętnastu minut. Dla przeciętnego Kowalskiego być może nie ma to żadnego znaczenia, ale dla osoby, która już z chwilą wyjścia z domu jest spóźniona do pracy, ma to znaczenie ogromne.
Stojąc na przystanku dumałam nad tym, czy dobrym pomysłem na biznes byłoby otwarcie sezonowej budki z gorącą herbatą tudzież grzańcem w celu uniknięcia odmrożeń, kiedy wreszcie nadjechał żółty, oldschoolowy tramwaj. Wsiadłam i usiadłam, bo w tramwaju czekało na mnie wolne miejsce siedzące. Wyjęłam książkę, przeczytałam kilka akapitów i wtedy usłyszałam charakterystyczny, skądinąd dobrze mi znany odgłos czytnika kontroli biletów. Chłopak stojący nade mną nie mógł go słyszeć, bo miał na sobie słuchawki i najwyraźniej korzystał z nich zgodnie z przeznaczeniem. Wyjęłam z torebki swoją kartę miejską, a Chłopak widząc to, w tej samej chwili sięgnął po swoją własną. Gdyby ktoś z nas nie miał biletu, mógłby z powodzeniem opuścić tramwaj na przystanku, który właśnie mijaliśmy. Nikt z nas jednak tego nie uczynił, bo każdy dzierżył w dłoni swój bilet… Kiedy Kontroler podszedł do mnie, zbliżyłam moją kartę do czytnika. To samo zrobił Chłopak w słuchawkach, które w geście kultury schował wcześniej do plecaka.
– Niestety, Pana karta jest już nieaktywna
Podniosłam wzrok, spojrzałam na Kontrolera, a potem na Chłopaka ubranego w brytyjskim stylu. Przypomniałam sobie swoją własną historię sprzed kilku lat i zrobiło mi się go żal. Intuicyjnie zaciekawiło mnie, kiedy ta karta straciła datę ważności. Chłopak, jakby czytając w moich myślach zapytał – Przepraszam, od kiedy karta nie jest aktywna? W odpowiedzi usłyszał – od wczoraj, woli Pan zapłacić od razu, czy wypisać mandat. – Zapłacę od razu.
– Przepraszam – odparłam nieśmiało – Czy nie mógłby Pan wykazać się odrobiną zwykłej, ludzkiej życzliwości i nie wypisywać mandatu? Niedługo Święta, w tym nadmiarze obowiązków każdy z nas zapomina o tym jaki jest dzień tygodnia, nie mówiąc już o doładowaniu karty miejskiej. Poza tym posiadacz karty miejskiej rzadko kiedy z premedytacją jeździ na gapę. 260, 00 zł to naprawdę dużo pieniędzy, a Chłopak spóźnił się tylko o jeden dzień… Gdyby wiedział, że ma nieaktywną kartę mógłby przecież wyjść z tramwaju jeszcze zanim zdążył Pan do niego podejść…
Miałam w sobie wielkie pragnienie, żeby to wszystko powiedzieć… Ale zamiast mówić milczałam, przysłuchując się biernie ich rozmowie, która dobiegała już końca.
Warszawianka Flancowana sprzed pięciu lat z pewnością zabrałaby głos. Byłaby adwokatem, społecznikiem, stanęłaby po stronie, którą w danym momencie uznałaby za słuszną. Walczyłaby wytrwale, podając coraz to nowe argumenty. Gdyby Ktoś powiedział jej, że to niepotrzebne i na wyrost, bo przecież sytuacja została rozstrzygnięta sprawiedliwie, to Warszawianka Flancowana dodałaby, że pewne sytuacje są relatywne, a życie, które z natury nie jest sprawiedliwe powinno być po prostu dobre. A nośnikiem dobra jest przecież zawsze drugi człowiek – z własnego doświadczenia wiem, że także kontroler biletów… Temu, który kiedyś darował mi mandat jestem szczególnie wdzięczna i często o Nim myślę, życząc Mu wszystkiego dobrego, nie tylko od Święta…
Miasto się zmienia, ludzie także. Nie wiem, jak potoczyłaby się dzisiejsza historia, gdyby nie zabrakło mi odwagi i ułańskiej fantazji. Gdybym była tą samą Zochą, którą po przyjeździe do Warszawy przyłapano na podróży z nieumiejętnie skasowanym biletem…
Miasto stwarza okazje do czynienia dobra, trzeba jednak być czujnym, żeby ich nie przegapić – kto wie, może na kolejną okazję trzeba będzie czekać następnych kilka minut?
Z dedykacją dla wszystkich warszawskich Kontrolerów 🙂