Warszawa – miasto, które pachnie kawą

Jest taki moment, tuż po wyjściu z pracy, kiedy nagle zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest Twój dzień. Wszystko idzie na opak, nie tak jak powinno, a w dodatku pada deszcz. Zastanawiasz się wtedy, co możesz zrobić, żeby ten dzień miał jednak udane zakończenie. Przechodząc obok jednego z ulubionych teatrów, pomyślałam, że najlepiej będzie wykorzystać ten czas na zrobienie kilku zdjęć do posta. Szybko zorientowałam się, że teatr – co oczywiste, biorąc pod uwagę godzinę – jest zamknięty. Minęłam kasy biletowe; tam przy jedynym stoliku siedział Dyrektor teatru. Ukłoniłam się i uśmiechnęłam zdawkowo. On, nie myśląc długo, otwarł przede mną drzwi, przedstawił się i powiedział: Teatr co prawda jest zamknięty, ale może napije się Pani ze mną kawy?

Spotkanie – zawsze jest tajemnicą, bywa przyjemnością, nigdy natomiast przypadkiem. W moim życiu, spotkaniom niezmiennie towarzyszy kawa. Oczywiście, niespodziewane wypicie filiżanki espresso, w towarzystwie jednego z najlepszych polskich Aktorów jest ewenementem i jako takie należy do rzadkości, ale przecież jest nieskończenie wiele okazji do wypicia kawy z kimś wyjątkowym.

Kilka tygodni temu, założyłam w pracy Grupę Kawową. Codziennie rozpoczynamy dzień od celebracji neapolitańskiego espresso Kimbo, tocząc przy tym rozmaite dyskusje o charakterze egzystencjalno – filozoficznym. Wspólne picie kawy jest w tym przypadku czymś znacznie więcej, niż dostarczeniem organizmowi potrzebnej dawki kofeiny. Rytuał wspólnej kawy pobudza do życia! Pierwszy łyk stanowiący kompilację płynnego aromatu z esencjonalną, sprężystą pianką, w naturalny sposób przywołuje wspomnienie sloganu reklamowego z początku lat 90’tych. „Najmilsza chwila poranka”, może stać się niekiedy miłym uzupełnieniem popołudnia, a często także wieczoru. Wtedy jednak warto wypić ją tam, gdzie smakuje najlepiej. Takie miejsce powinno być poddane starannej selekcji, opartej na doświadczeniu, poprzedzonym wcześniejszą degustacją.

Kiedy wyjeżdżałam z Katowic, żal było mi zostawiać miejsce, w którym cappuccino smakowało jak to pite niegdyś we Włoszech… Bistro Krystynka Wraca w Wiednia, było moją towarzyską przystanią. To tutaj spotykałam się najchętniej z Przyjaciółmi. Pierwsze randki, urodziny, imieniny, spotkania po latach i od święta – zawsze ten sam adres – Katowice, Kościuszki 45. Długo szukałam podobnego miejsca w Warszawie. Po kilku miesiącach znalazłam je dzięki mojemu Szwagrowi – na Placu Grzybowskim, naprzeciw Cosmopolitanu, w bliskim sąsiedztwie kościoła Wszystkich Świętych. Świetna kawa, piękne wnętrze i najlepsze w całej Warszawie, a kto wie – może nawet w całej Polsce rurki z kremem – i ta nazwa, trochę oldschoolowa – U Małgosi. Do „Małgosi” chodziłabym pewnie do dziś, gdyby nie to, że pewnego razu, idąc tam z zamiarem kupna kilku rurek, odbiłam się od drzwi, na których zawieszono szyld z napisem: „Cukiernia zlikwidowana, niebawem powstanie tu Kawiarnia dla Bezdomnych”. Pamiętam, że stojąc tam przez kilka minut w bezruchu, miałam tylko jedną refleksję: o to stanął w gruzach mój warszawski świat, gdzie ja teraz u licha napije się dobrej kawy, nie mówiąc już o rurkach, od których zdążyłam uzależnić dwa spośród swoich narządów: mózg i żołądek? Pozbawiona odrobiny przyjemności, która dawała mi poczucie przynależności do tego miasta, czułam się nie do końca zadowolona. Miejsce okazało się felerne, bo otwartą tu nieco później kawiarnię Smaki Warszawy, zamknięto równie szybko.

Kolejny, godny uwagi kawowy adres, znalazłam dopiero po kilku tygodniach i to zupełnym przypadkiem, choć jak się okazało, jest niezwykle popularne. Wychodząc z sobotniego śniadania z francuskiego bistro na Pl. Zbawiciela, poszłyśmy z Przyjaciółką w kierunku Pl. Unii Lubelskiej i wtedy właśnie odkryłyśmy Ministerstwo Kawy. Walory tej lokalizacji doceni absolutnie każdy, kto choć raz odwiedzi to miejsce. Kawiarnia, z jednej strony przytulona jest do murów renesansowej świątyni Najświętszego Zbawiciela, z drugiej zaś graniczy z butikiem obuwniczym, w którym można znaleźć niejedną atrakcyjną parę butów. Całość stanowi mekkę dla kawoszy, bo nie da się ukryć – kawa jest tutaj znakomita, a i do kawy znajdzie się coś dobrego. Jednak nie tylko o jakość podawanej kawy się tu rozchodzi. Ulubione miejsca powinny przywoływać kadrowe wspomnienia, te momenty, w których czuliśmy się dobrze. Ministerstwo Kawy niezmiennie, kojarzy mi się z kawą pitą wieczorową porą, tuż przed pójściem do pobliskiego kina Luna. Pamiętam doskonale ten moment. Za oknem padał śnieg, a podświetlony neon kina był jednym z nielicznych punktów, odznaczających się w ciemności. Warto przychodzić tu o każdej porze dnia i roku, bo rozległe witryny eksponują nie tylko Pl. Zbawiciela, ale także Marszałkowską z jej najlepszej strony. Trzeba przyznać, że jest to również dobry punkt wypadowy. Blisko stąd do parku Ujazdowskiego i Łazienek Królewskich.

Godną konkurencję dla tego miejsca stanowi Vincent Boulangerie Patisserie, który mieści się co prawda w kilku lokalizacjach, jednak każdorazowo wybieram tę na Pl. Grzybowskim. Surowe wnętrze o dość rustykalnym charakterze sprzyja wyciszeniu i swobodnej rozmowie. Paryski klimat podkreśla rewelacyjna kawa, do której bez trudu można dobrać przysmaki, spośród wielu – także tych iście francuskich.

Dla tych, którzy piją kawę w towarzystwie słodkości, idealnym miejscem kawowych spotkań będzie Batida, na Krakowskim Przedmieściu. Każde z serwowanych tu ciast przypomina kulinarne dzieło sztuki, a kawa jest miłym dopełnieniem słodkiej rozkoszy. W tym przypadku zalecałabym jednak degustacje w większym gronie tak, aby każdy z obecnych mógł zamówić co innego, a tym samym wszyscy mogli skosztować różnych ciast…

O kawie można by pisać z pewnością bez końca, jednak i ta opowieść musi mieć swój finał. Wiele z tych miejsc, które chętnie odwiedzałam jest już zamknięta, natomiast wiele jest wciąż do odkrycia. Przeglądając przewodnik po warszawskich kawiarniach: „Varsavia coffee Spots”, przyszedł mi do głowy pomysł, żeby odwiedzać polecane w nim miejsca po kolei tak, aby zwiedzać Warszawę kawiarnianym szlakiem. Niebawem, odwiedzę pewne miejsce na warszawskim Powiślu, a tymczasem lecę już na kolejną kawę!

Komentarze

Komentarze