Warszawa, po której dobrze się biega

Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono – zabrzmiało dość  górnolotnie, ale prawda jest taka, że wiemy o sobie stosunkowo niewiele. Gdyby ktoś, dwa lata temu powiedział mi, że będę biegać, stwierdziłabym, że żartuje, bo równie prawdopodobne byłoby to, że zacznę pływać na desce windsurfingowej, albo pojadę do Nepalu z zamiarem wspinania się w Himalajach… Oczywiście, po Warszawie częściej „biega się”, niż chodzi, w czym akurat od zawsze byłam specjalistką, jednak kiedy przychodziło co do czego i trzeba było dogonić oddalony o kilka metrów tramwaj, kończyło się na tym, że wbiegałam do niego kompletnie oszołomiona towarzyszącą mi zadyszką, łapiąc przy tym powietrze jak umierający i obawiając się, że za chwilę zemdleję… Ludzie zgromadzeni wokół, wpatrywali się we mnie z przerażeniem. Było to o tyle żenujące, że starsze Panie, widząc moją niemoc,ustępowały mi miejsca siedzącego w zatłoczonej siedemnastce… Chcąc zachować odrobinę godności odmawiałam grzecznie, wymachując porozumiewawczo jedną ręką (drugą natomiast, profilaktycznie trzymałam się za serce). Przez resztę drogi, stałam zgięta w pół, kurczowo trzymając się poręczy i obiecując sobie w duchu, że następnym razem wyjdę z domu wcześniej, inaczej pewnego razu padnę w drodze do pracy…

Można by przypuszczać, że to właśnie ta tragikomedia sytuacyjna zmotywowała mnie do podjęcia aktywności fizycznej – nic bardziej mylnego. Musiało minąć sporo czasu do momentu, kiedy jednemu z moich kolegów udało się nakłonić mnie do zakupu butów do biegania. Doskonale pamiętam moją pierwszą trasę przebiegniętą pewnego kwietniowego wieczoru. Wiodła wzdłuż ulicy, na której mieszkam, a w połowie której musiałam zrobić sobie krótki przystanek. Zaliczając kolejne postoje, dobiegłam w końcu do Ogrodu Saskiego i tam biegałam wytrwale przez kilka minut, aż do momentu, kiedy ciepły wiosenny deszcz nie zmienił się w ponurą burzę.

Od tamtego czasu, zaczęłam biegać sporadycznie, za to regularnie, przygotowując się do Warsaw Business Run, w którym niestety i tak nie mogłam wziąć udziału. Wtedy jednak zdałam sobie sprawę z tego, że bieganie co prawda jest sportem indywidualnym, ale znacznie przyjemniej biega się z innymi. Szczególnie miło wspominam sobotnie i niedzielne poranki, kiedy wbrew sobie wstawałam o wiele wcześniej niż zwykle i jechałam na Pole Mokotowskie albo do Łazienek Królewskich, żeby przebiec wspólnie z koleżankami kilka kilometrów, a potem napić się razem kawy. I tak odkryłam paradoksalny dla tego sportu aspekt wspólnotowości, który przejawiał się nie tylko we wspólnym spędzaniu czasu, ale także w symbolicznym geście biegaczy, którzy mijając się, wymieniali uśmiechy i powitania. Tę wspólnotę poczułam najmocniej podczas biegu Powstania Warszawskiego – pierwszego zorganizowanego miejskiego biegu, w jakim uczestniczyłam. Tysiące osób, wspaniała atmosfera i piękna trasa, dzięki której odkryłam nowe miejsca.

Kiedy biegam sama, staram się, żeby trasa którą pokonuję również była ciekawa. Zazwyczaj przebiegam przez Plac Bankowy, biegnę wzdłuż Senatorskiej, wbiegam w Ogród Saski, mijam Świątynię Westy i pobliski Wodozbiór i dobiegam do Grobu Nieznanego Żołnierza. Stamtąd kieruję się w stronę Krakowskiego Przedmieścia, którym biegnę tylko przez chwilę, wybierając węższą, za to mniej uczęszczaną ulicę Kozią. Dobiegam do Skrzyżowania z Senatorską i mijając po drodze kolejno: Teatr Wielki i dawną siedzibę hotelu Saskiego wracam do swojego mieszkania. Czasem dla urozmaicenia wybieram równie piękny Ogród Krasińskich lub okoliczne śródmiejskie ulice.

Ani się spostrzegłam, a zdążyło upłynąć kilka miesięcy od czasu, kiedy biegłam ostatni raz. Codziennie obiecywałam sobie, że gdy tylko zrobi się cieplej, piękniej, widniej znowu wrócę do biegania. Tymczasem, przy okazji czwartkowej kolacji w Mercato, moja Przyjaciółka namówiła mnie do wzięcia udziału w biegu Szkoły Głównej Handlowej. W tym roku bieg odbył się po raz piąty i miał charakter charytatywny. I tak po czteromiesięcznej przerwie, bez rozgrzewki udało mi się przebiec ulicami, którymi zazwyczaj przejeżdżam taksówką bądź tramwajem jadąc do pracy. Kto wie, kiedy i gdzie pobiegnę następnym razem?

Komentarze

Komentarze