– „Jak to możliwe, że nie znasz tego sklepu, skoro mieszkasz w centrum Warszawy?” To, może trochę abstrakcyjne pytanie zadała mi moja Przyjaciółka kilka lat temu, kiedy spotkałyśmy się na pl. Wojciecha Kilara. Pamiętam, że Jo. wyglądała jak żywcem wyjęta z włoskiej edycji Vogue’a. Ubrana w prostą, ale efektowną sukienkę w kolorze koralowym w jednej ręce trzymała poręcz wózka, w którym jechał jej młodszy syn, a w drugiej trzymała rączkę swojej córeczki o wyglądzie i osobowości aniołka. – „Rzymskie wakacje”!. Rozejrzałam się wokół i pomyślałam, że owszem pięknie zrobiło się w naszych Katowicach, ale żeby od razu porównywać je do Rzymu… -„Zosiu, tak nazywa się ta sukienka. Każda z nich nazywa się inaczej. To są Rzymskie Wakacje, polecam Ci, choć to nie są tanie rzeczy”. Jako wierna fanka sukienek od razu zapamiętałam nazwę sklepu, jednak jako równie wierna fanka oszczędnego życia (bądź co bądź z konieczności) niczego tam nie kupiłam, co więcej długo nie weszłam na stronę internetową tego sklepu, nie mówiąc już o odwiedzeniu siedziby butiku przy ulicy Szpitalnej …